Drukuj
Odsłony: 3011
Image W czwartek - 24 maja, o godz. 7.00, przed gmachem Mickiewicza zebrało się siedemnaścioro uczniów naszej szkoły. I to wcale nie dlatego, że nie mogliśmy się doczekać dzwonka na pierwszą lekcję. Młodzież z klas: IIB, IIC, IID, IIE i IIF pod opieką mgr A. Kielichowskiej i mgr M. Gajewskiego wybrała się na wycieczkę w góry. Naszym celem był Babiogórski Park Narodowy.

Zobacz zdjęcia!!!

Po zapakowaniu profesjonalnych, wypchanych po brzegi plecaków, ruszyliśmy w drogę naszym wesołym, pomarańczowym busem. Podróż przebiegła szybko, w miłej, aczkolwiek dość sennej atmosferze, gdyż wielu uczestników ucięło sobie drzemkę. Około godz. 10.00 dojechaliśmy do miejsca, w którym już czekał na nas przewodnik. Tak więc jeszcze chwila na konsumpcję śniadania, pozowanie do grupowego zdjęcia – robionego pięcioma różnymi aparatami, rozmowa z przewodnikiem o zasadach panujących w górach i ruszyliśmy. 
Przyborów Moczarki, miejsce z którego rozpoczęliśmy naszą wędrówkę wyglądało tak ładnie i spokojnie. Niestety była to tylko cisza przed burzą. Pierwsze wzniesienie dało nam wszystkim popalić, gdyż było bardzo strome, a pan przewodnik myśląc, że ma do czynienia z wytrawnymi piechurami narzuci? dość szybkie tempo. Nic więc dziwnego, że już po kilku pierwszych minutach dało się słyszeć wołanie o postój. Po chwili, kiedy nasze oddechy i tętna w miarę się unormowały – poszliśmy dalej – pełni nadziei, że trzynaście kilometrów, które mieliśmy tego dnia do pokonania, będą idealnym szlakiem na spacer. Nasze pragnienia zweryfikowała jednak dalsza wędrówka, ale nie poddawaliśmy się i dumnie szliśmy przed siebie. Pogoda była wręcz idealna na taką wyprawę. Nie było już upału, który utrzymywał się kilka dni wcześniej, a deszcz orzeźwił nas tylko kilka razy. Widoki, które się przed nami rozciągały były piękne. Góry – skąpane w słońcu, nie tknięte przez człowieka, rozległe przełęcze a w dolinach – małe, malownicze wioski. 
Po trzech godzinach zatrzymaliśmy się na dłuższy postój, na którym furorę zrobiły kabanosy. Świeże powietrze wzmaga apetyt, o czym przekonali się właściciele owych kabanosów – 3 osoby, które zostały w przemiły sposób ograbione ze swojego prowiantu. Podczas marszu panowała świetna atmosfera. Niektórzy śpiewali, inni robili zdjęcia, a reszta albo zacięcie o czymś konwersowała, albo szaf w ciszy rozkoszując się pięknem otoczenia. Wkraczając do Babiogórskiego Parku Narodowego mieliśmy chwilowy kryzys, no ale od czego w takich momentach jest czekolada! Posileni, wyruszyliśmy na podbój schroniska. Wreszcie po sześciogodzinnej wędrówce doszliśmy na skraj lasu i naszym oczom ukazano się upragnione schronisko w Markowych Szczawinach
Co prawda budynek ten nie przypominał wcale starej, drewnianej chatki. Można powiedzieć, że był to nowy, luksusowy hotel. Po zajściu pokoi i wybraniu łóżek, szturmem zajęliśmy łazienki. Po doprowadzeniu się do porządku, wygłodniali ruszyliśmy  w stronę jadalni. Emocje związane z wyczytywaniem numerów zamówień gotowych do odbioru, były podobne do tych, które towarzyszą grającym w Lotto przy największej kumulacji. Posiłki serwowane przez tamtejszą stołówkę nie napełniły jednak naszych żołądków. O mało co nie doszło do bitwy o ostatniego pieroga naszego kolegi. 
Następnego dnia rano – pizza na śniadanie – może trochę nieodpowiednia na ten posiłek, była to jednak jedyna pozycja w menu, którą można było się najeść. I tak oto, prawie każdy miał na stole swój talerz z pizzą. Po opuszczeniu pokoi, około godziny 9.00 wyruszyliśmy na szczyt Babiej Góry. W drodze, panowie z klasy matematycznej, obliczali nachylenie stoku i inne, jakże potrzebne podczas takiej wyprawy rzeczy. Mieliśmy też możliwość zobaczenia, jak zmieniają się piętra roślinności w miarę wchodzenia coraz wyżej. Warunki pogodowe nie były tego dnia najlepsze, było chłodno (na szczycie jedynie plus 2 stopnie i mocno wiało. Po dwóch godzinach marszu, dotarliśmy na szczyt, skąd podziwialiśmy widoki. Byliśmy z siebie naprawdę bardzo dumni, więc nie obyło się bez pamiątkowego zdjęcia. 
Pan przewodnik pokazał nam kapliczkę na szczycie i opowiadał, co widzimy w oddali. Jednak pamiętając o tym, że podejście nie należało do najłagodniejszych, baliśmy się zejścia. Jak się później okazało – niepotrzebnie. Część z nas zaczęła prawie zbiegać na prostszych odcinkach drogi. Rozważaliśmy wejście na Małą Babią, która znajduje się nieopodal, ostatecznie jednak wróciliśmy do schroniska na obiad. Zwiedziliśmy z przewodnikiem muzeum historii schroniska i ruszyliśmy w drogę powrotną. Naszym celem była Zawoja Markowa, gdzie czekał na nas bus. 
Do Częstochowy przyjechaliśmy zgodnie z planem na godzin?  19:00. Wycieczka ta była wspaniałym pomysłem, chociaż, kiedy się na nią zapisywaliśmy nie myśleliśmy chyba, że będzie to taka poważna i profesjonalna wyprawa. Mimo wszystko warto było się trochę pomęczyć i wejść na szczyt, chociażby po to, aby pobyć na łonie natury, pooddycha? górskim powietrzem, sprawdzić swoją kondycję fizyczną, a przy okazji zobaczyć coś naprawdę pięknego. Atmosfera panująca na wycieczce była wspaniała i żałowaliśmy, że trwała tylko dwa dni!!!

Katarzyna Biegańska
klasa IIB





zdjęcia: Kasia Biegańska



zdjęcia: Agnieszka Knol